Jesteś niezalogowany
NOWE KONTO

Polski Deutsch

      Zapomniałem hasło/login


ä ß ö ü ą ę ś ć ł ń ó ż ź
Nie znaleziono żadnego obiektu
opcje zaawansowane
Wyczyść




Ślęża (718 m n.p.m.), Sobótka
Zdzisław K.: Widok z przeciwnej strony.
Park pałacowy, Śliwice
Rob G.: Przeniosłem zdjęcia do istniejącego obiektu i dodałem znacznik na mapie.
Krzyż pamięci króla Alberta I, Szczodre
Tado: O tych co posprzątali i odnowili:
Dom nr 23, ul. Lipowa, Wierzbice
Danuta B.: Elegancka willa, ewenement jak na małe Wierzbice. Zmasakrowany front przez zabudowę werandy przy wejściu. Powstała paskudna buda. Psie są ładniejsze.
Spichlerz (dawny), Kryształowice
Danuta B.: Dzięki, dopisane.
Wytwórnia wyrobów medycznych S-LAB, ul. Kiełczowska, Mirków
Danuta B.: Trzeba określić rodzaj działalności w kontekście funkcji budynku. Fabryka, warsztat czy np. wytwórnia materiałów medycznych, ale nie spółka, czy firma.

Ostatnio dodane
znaczniki do mapy

Hellrid
Hellrid
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Alistair
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Alistair
Alistair
Alistair
MacGyver_74
Sendu
Parsley
Sendu
Rob G.
Rob G.
MacGyver_74

Ostatnio wyszukiwane hasła


 
 
 
 
Zapomniany dyrygent - Rafał Maszkowski
Autor: MT°, Data dodania: 2008-04-03 22:24:25, Aktualizacja: 2008-04-03 22:24:25, Odsłon: 3896

Kiedy w roku 1890 zamieszkał we Wrocławiu, drzwi wszystkich znaczących salonów tego miasta natychmiast stanęły przed nim otworem. Mimo tej ogromnej popularności, jaką się cieszył na przełomie XIX i XX wieku, dziś na palcach jednej ręki można policzyć wrocławian, którzy cokolwiek wiedzieliby o nim.

Autor: Wojciech Chądzyński

Był przyjacielem Artura Grottgera, a na jego występy w Kolonii, Berlinie, Wiedniu, Moskwie i Sankt Petersburgu ściągały tłumy melomanów. Współcześni mu krytycy muzyczni uznawali go za najwybitniejszego polskiego dyrygenta koncertującego w największych miastach Europy drugiej połowy XIX wieku. Kiedy w roku 1890 zamieszkał we Wrocławiu, drzwi wszystkich znaczących salonów tego miasta natychmiast stanęły przed nim otworem. Mimo tej ogromnej popularności, jaką się cieszył na przełomie XIX i XX wieku, dziś na palcach jednej ręki można policzyć wrocławian, którzy cokolwiek wiedzieliby o nim.
Rafał Maszkowski urodził się 11 lipca 1838 roku we Lwowie jako piąte z sześciorga dzieci Jana i Józefy Maszkowskich. Ojciec przyszłego dyrygenta był nauczycielem rysunku i malarstwa w lwowskiej Akademii Stanowej, a wśród jego uczniów byli między innymi Artur Grottger, Juliusz Kossak, Franciszek Tepa i Henryk Rodakowski. To właśnie w tym okresie między Grottgerem – przyszłym czołowym przedstawicielem romantyzmu w malarstwie polskim – a Rafałem zawiązała się przyjaźń, która przetrwała wiele lat.
Zdjęcie nr 1

„Przez całe wybredne Niemcy podziwiany”

W roku 1855 siedemnastoletni Rafał został wysłany przez rodziców na studia do Wiednia. Mimo że od najmłodszych lat wspaniale grał na skrzypcach i nieustannie marzył o karierze muzycznej, ojciec ani myślał popierać jego artystycznych planów i kazał mu podjąć studia techniczne. Jednak miłość do muzyki była tak silna, że młody Maszkowski – zatajając to przed rodzicem – rozpoczął równolegle naukę w wiedeńskim konserwatorium. O swoich artystycznych planach informował jedynie matkę. W jednym z listów wysłanych do niej z Wiednia w 1857 roku pisał:
„Po dokładnym zastanowieniu się i wieloletniej walce z samym sobą ostatecznie stwierdziłem, że jedynym polem, na którym mogę coś osiągnąć, jest muzyka i że wszystko inne, na co mój czas zużyję, a co dla wykształconego muzyka nie jest konieczne, dla mnie może nie mieć żadnej wartości, sensu i pożytku”.
Kiedy ojciec dowiedział się o artystycznych studiach syna, natychmiast pozbawił go pomocy materialnej. Od tej chwili Rafał, który chciał nadal studiować, zarabiał, ucząc gry na skrzypcach dzieci zamożnych mieszczan. Honoraria z tych lekcji nie były jednak wysokie i dlatego często – wspólnie ze swoim najserdeczniejszym przyjacielem Arturem Grottgerem, z którym dzielił wynajmowany pokój – nie miał co włożyć do garnka.
Po czteroletnim pobycie w Wiedniu Maszkowski przeniósł się do Lipska i tam kontynuował naukę gry na skrzypcach u sławnego Ferdynanda Davida i Rajmunda Dreyschocka. Mimo bowiem ukończenia studiów politechnicznych postanowił, wbrew woli ojca, poświęcić się karierze artystycznej.
Po skończeniu studiów muzycznych Maszkowski nie podjął pracy w żadnym z polskich ośrodków kultury muzycznej, ponieważ takie miasta, jak Warszawa, Kraków czy Lwów, nie miały wówczas orkiestr symfonicznych, które umożliwiłyby mu stałą działalność koncertową. Dlatego też w roku 1862 zatrudnił się jako koncertmistrz w alzackim Colmar. Rok później przeniósł się do Hamburga, a następnie do Koblencji. W tym czasie jego nazwisko było już dobrze znane prawie w całych Niemczech. Maryla Wolska w książce Wspomnienia tak go opisuje: „Rafał, wysokiej miary skrzypek, artysta pełnej krwi, później wytrawny teoretyk muzyki, przez całe wybredne Niemcy podziwiany dyrygent, koncertmistrz i znawca. Na domiar o rysach takiej urody, że idealista Grottger wyznaje z zachwytem, że piękniejszego nadeń człowieka nie widziałâ€.
Na początku 1890 paraliż spowodował, że Rafał Maszkowski przestał władać dwoma palcami lewej ręki. Od tej chwili, nie mogąc już grać na skrzypcach, rozpoczął pracę jako dyrygent. Wkrótce paradoksalnie okazało się, że ta ogromna tragedia artysty przyczyniła się do jego wielkich osiągnięć jako dyrygenta.
„Posiadając tzw. absolutny słuch i po prostu fenomenalną, niezawodzącą go nigdy pamięć muzyczną, (…) czytając partyturę, miał od razu w swoim umyśle zupełnie kompletny obraz dźwiękowy odczytywanego dzieła i wyrobione zdanie o jego wartości” – wspomina ojca w swoich pamiętnikach Jan Maszkowski.

W nadodrzańskim grodzie

Gdy w roku 1890 Rafał Maszkowski przeniósł się do Wrocławia i objął kierownictwo podupadającego w owym czasie Wrocławskiego Stowarzyszenia Orkiestralnego (Breslauer Orchester-Verein), był już znanym i cenionym w Europie dyrygentem – twierdzi prof. Maria Zduniak, wykładowca wrocławskiej Akademii Muzycznej. Poprowadzony przez niego koncert inauguracyjny, który odbył się 8 października we Wrocławskim Domu Koncertowym przy Gartenstraße 39/41 (obecnie ulica marszałka Józefa Piłsudskiego), okazał się niebywałym sukcesem. Na drugi dzień wrocławska gazeta napisała: „Pan Maszkowski nie tylko sprostał oczekiwaniom i nadzieje nasze spełnił, lecz nawet je przewyższył.(…) Orkiestra zmieniła się nie do poznania w porównaniu z ubiegłorocznym sezonem. (…) Z dniem 8 października tegoż roku rozpoczęła się nowa era. (…) Jesteśmy przekonani, że koncerty pod batutą pana Maszkowskiego staną się znów świętem muzycznym”.
Równie entuzjastycznie wspomina to wydarzenie syn:
„Już pierwszy koncert pod jego batutą odbyty, a otwarty uwerturą Wagnera do Śpiewaków Norymberskich wywołał w prasie i u publiczności wprost niesłychany i po prostu niebywały entuzjazm. W ciągu niemal 24 godzin stał się mój ojciec najpopularniejszą i najbardziej znaną osobistością Wrocławiu, mieście liczącym wówczas około 400 000 mieszkańców. Wydano widokówki z fotografią mojego ojca, które rozeszły się w wielu tysiącach egzemplarzy”.
Na ten ogromny sukces złożyła się nie tylko ciężka praca Maszkowskiego z zespołem Wrocławskiego Stowarzyszenia Orkiestralnego, który w ciągu kilku miesięcy osiągnął bardzo wysoki poziom artystyczny, ale również trafny dobór repertuaru. Od tej chwili każdy koncert gromadził komplet słuchaczy, a kiepska do tej pory sytuacja finansowa stowarzyszenia znacznie się poprawiła. Maszkowski faworyzował utwory Beethovena, Wagnera, a nade wszystko Brahmsa, z którym łączyła go serdeczna i długoletnia przyjaźń. W swoim fachu był perfekcjonistą i dbał, aby utwory, którymi dyrygował, zawsze wykonywano zgodnie z intencjami kompozytora. Często jednak nie było to łatwe do spełnienia. Kiedy na przykład przygotowywano wstęp do Parsifala Richarda Wagnera, okazało się, że w żaden sposób nie można zdobyć dzwonów, których basowe tony były niezbędne do poprawnego wykonania utworu. Maszkowski nie zamierzał się jednak poddawać. Przez kilka tygodni odwiedzał sklepy żelazne, aż w jednym z nich znalazł to, czego szukał. Były to specjalne łopaty używane do ładowania węgla. Po opiłowaniu i nadaniu im odpowiedniego kształtu, uderzone wydawały wymagany dźwięk. Ten zaś, odpowiednio zgrany z basowymi akordami dwóch fortepianów, do złudzenia przypominał bicie dzwonów. Tak właśnie, jak chciał Wagner.

W stu procentach Polak

Mimo że Maszkowski całe życie pracował wśród Niemców, nigdy nie zapomniał, że jest Polakiem, i gdy tylko była ku temu sposobność, dumnie to podkreślał.
„Niebezpiecznie było wyrazić się w obecności ojca ujemnie lub w sposób lekceważący o Polsce, Polakach i ich kulturze lub zdradzić się z lukami w tej mierze, bo wtedy następowała błyskawiczna reakcja, czasem, jak mi się zdaje, może nawet aż zbyt ostra. Ale ojciec takie sobie wyrobił stanowisko w towarzystwie wrocławskim, tak był powszechnie lubiany, że mógł sobie na to pozwolić” – zanotował w pamiętnikach jego syn.
Dzięki staraniom Rafała Maszkowskiego do repertuaru Wrocławskiego Stowarzyszenia Orkiestralnego często wprowadzane były utwory polskich artystów. Poza dziełami Fryderyka Chopina orkiestra pod jego batutą wykonywała także utwory Henryka Wieniawskiego, Maurycego Moszkowskiego oraz Zygmunta Noskowskiego. W nadodrzańskim grodzie koncertowali też na zaproszenie Maszkowskiego młodzi polscy pianiści, a wśród nich Józef Śliwiński, Katarzyna Jaczynowska, Wanda Landowska czy Maurycy Rosenthal.
To obnoszenie się z polskością osoby piastującej eksponowane we Wrocławiu stanowisko było nie w smak wielu Niemcom i wywoływało wśród nich negatywne reakcje. Wspomina Jan Maszkowski: „Mój ojciec, choć z górą 40 lat działał na terenie Niemiec i wśród Niemców, jednak się nie wynarodowił, lecz prze całe życie, aż do samego końca nie tylko czuł się w stu procentach Polakiem, lecz na każdym kroku i przy każdej nadarzającej się sposobności tę swoją polskość podkreślał. Czynił to tak jawnie, głośno i otwarcie, że nawet w erze bismarckowskich prześladowań Polaków groziło mu z tego powodu wydalenie z Niemiec. Uniknął go jedynie dzięki wstawiennictwu bardzo wpływowych osób, które chciały zapobiec temu, aby Niemcy straciły tak znakomitego artystę”.

Na wrocławskich salonach

Jedenastoletni pobyt Maszkowskiego we Wrocławiu to nie tylko działalność artystyczna, ale również szerokie kontakty towarzyskie, jakie utrzymywał zarówno z elitą intelektualną miasta, jak i jego najbogatszymi mieszkańcami. Był częstym gościem w willi Alberta Neissera – światowej sławy dermatologa – gdzie spotykali się wybitni przedstawiciele świata nauki i kultury, zapraszali go do siebie znani wrocławscy fabrykanci i przemysłowcy, tacy jak Salomon Kauffmann czy Leopold Henschel, a także Jan Mikulicz-Radecki – wybitny chirurg, działający przez wiele lat we Wrocławiu. Śmietanka towarzyska nadodrzańskiego grodu nie tylko ceniła go za ogromny talent artystyczny, ale również za wspaniałe poczucie humoru. Kiedyś wchodząc do domu jednego z wrocławskich bankierów, przywitał gospodarza słowami (rozmawiano rzecz jasna po niemiecku): „Witam, panie kolego” Zaskoczony bankier zapytał „Jak to kolego?” Na to Maszkowski śmiejąc się, odpowiedział: „Jak najbardziej kolego, ponieważ obaj jesteśmy dyrektorami. Pan, ekscelencjo, jest dyrektorem „Noten" i ja również jestem dyrektorem „Noten", tyle że pan dyrektorem „Banknoten” – (banknotów), a ja dyrektorem „Musiknoten” – (nut muzycznych)”.
Rafał Maszkowski znany był w towarzystwie również z ogromnej niechęci do wygłaszania toastów oraz okolicznościowych przemówień podczas przyjęć i bankietów. Dlatego ilekroć przyszła na niego kolej, prosił kogoś ze znajomych, aby ten przemówił w jego imieniu. Wybrany musiał jednak przemawiać w pierwszej osobie, tak jakby to mówił sam Maszkowski. Zdarzyło się pewnego razu, że wygłoszone przemówienie na cześć pana domu nie przypadło do gustu wielkiemu dyrygentowi. Z naganą w głosie oświadczył wówczas przemawiającemu: „Zwalniam pana z pańskiego urzędu, ponieważ przemówienie moje w ogóle mi się nie podobało”. Wywołało to ogólną radość zebranych, a o wydarzeniu tym przez wiele tygodni opowiadano we wszystkich wrocławskich kawiarniach.
O niezwykłej popularności, jaką Maszkowski cieszył się w nadodrzańskim grodzie, może świadczyć fakt, że wszyscy właściciele fotograficznych atelier zabiegali o to, by sławny artysta fotografował się u nich. Później umieszczali jego zdjęcie w witrynach swoich zakładów, a obok ustawiali tabliczki z napisem: „Fotograf, u którego fotografuje się pan Rafał Maszkowski”.

Koncertujący anioł

W artystycznym życiorysie Maszkowskiego lata działalności we Wrocławiu należą do najważniejszych w jego karierze – twierdzi prof. Maria Zduniak. Mając niepospolity talent, fenomenalną pamięć muzyczną, specyficzne poczucie rytmu i wysoką kulturę artystyczną oraz dysponując wspaniałym zespołem muzyków, nie obawiał się żadnych wyzwań repertuarowych. Jego interpretacje dzieł klasycznych jak i romantycznych, zwłaszcza Johannesa Brahmsa, zachwycały i wprawiały w podziw melomanów.
Jednak ta tak wspaniale rozwijająca się kariera została przerwana ciężką chorobą. Po raz ostatni Rafał Maszkowski przed wrocławską publicznością wystąpił 13 lutego 1901 roku.
Zmarł miesiąc później, 14 marca. Na drugi dzień we wrocławskim dzienniku „Breslauer Zeitung” ukazał się nekrolog: „Odszedł od nas po długich i ciężkich cierpieniach dyrygent naszej orkiestry. Jesteśmy pogrążeni w głębokiej żałobie po stracie człowieka, który od 1890 roku swój geniusz, swoją nadzwyczajną wiedzę, kunszt i starania poświęcił artystycznemu życiu Wrocławia. Jemu szczególnie zawdzięcza nasze stowarzyszenie swe ideowe sukcesy ostatnich lat, wykraczające poza granice naszego miasta. Sam przepojony był siłą swojej sztuki, która również w najcięższych dniach pozwoliła mu zapomnieć o cierpieniach, czyniąc go zdolnym je przezwyciężać. Jego entuzjazm udzielał się innym, którzy podążali za nim. Żadne zadanie nie było zbyt trudne, by niezwykła siła jego osobowości nie mogła mu sprostać. Był on wiernym przyjacielem i dobrym doradcą naszego stowarzyszenia. Nieugięty w sprawach sztuki, z drugiej strony zawsze gotów spełniać jego materialne potrzeby. Ponad 11 lat mieliśmy do czynienia z człowiekiem niezwykłego charakteru, równej mu dobroci, godnym zaufania i serdecznej przyjaźni. Długo będzie żyło w naszych sercach pełne wdzięczności wspomnienie o Rafale Maszkowskim”.
Kilka dni po pogrzebie zawiązał się komitet złożony z 46 osób, głównie wrocławskich uczonych i dziennikarzy, który wystosował apel do wrocławian o zbiórkę pieniędzy potrzebnych do wystawienia pomnika na grobie Maszkowskiego. W ciągu niespełna dwóch miesięcy udało się zdobyć potrzebne fundusze i rok później na cmentarzu Grabiszyńskim stanął pomnik przedstawiający anioła grającego a skrzypcach. Najprawdopodobniej jest to patron zmarłego dyrygenta – św. Rafał Archanioł. U dołu nutowy zapis, błyszczący złotem, to fragment "Rapsodii" Brahmsa.
W latach powojennych pomnik pozostawiony bez opieki powoli niszczał. Na szczęście, pod koniec lat sześćdziesiątych XX wieku, odnalazł go prawnuk Rafała Maszkowskiego – Jan Zyndram Maszkowski. W roku 2001 nagrobek poddano gruntownej renowacji i dziś koncertujący anioł przypomina wielkiego, lecz całkiem już zapomnianego artystę, którego u schyłku XIX wieku podziwiała cała Europa.
Zdjęcie nr 2

Bibliografia:
J. Z. Maszkowski, W kręgu rodzinnym Rafała Maszkowskiego, [w:] Rafał Maszkowski (1838-1901).Tradycje śląskiej kultury muzycznej X, Wrocław 2005, s. 13-25.
M. Wolska, B. Obertyńska, Wspomnienia, Warszawa 1974, s. 178.
M. Zduniak, Rafał Maszkowski – najwybitniejszy polski dyrygent końca dziewiętnastego wieku, [w:] Rafał Maszkowski (1838-1901) Tradycje śląskiej kultury muzycznej X, Wrocław 2005, s. 27-63.


Autor: Wojciech Chądzyński
Zdjęcia: www.dolny.slask.org.pl

/ / / / 19 /
/ / / /
/ / / / 333 / / /